poniedziałek, 29 grudnia 2025


 

Karol Nawrocki (słowo prezydent nie przechodzi mi ani przez gardło ani przez klawiaturę) przywłaszcza sobie uprawnienia których nie ma, bo nikt mu ich nie nadał.


Choćby uprawnienia do prowadzenia polityki zagranicznej.


Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej, jeszcze nie zmieniona, jeszcze obowiązująca mówi wyraźnie w rozdziale V:


Art. 126.

1. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej i gwarantem ciągłości władzy państwowej.

2. Prezydent Rzeczypospolitej czuwa nad przestrzeganiem Konstytucji, stoi na straży suwerenności i bezpieczeństwa państwa oraz nienaruszalności i niepodzielności jego terytorium.

3. Prezydent Rzeczypospolitej wykonuje swoje zadania w zakresie i na zasadach określonych w Konstytucji i ustawach.

I tyle.

W zakresie kształtowania polityki zagranicznej i reprezentowania stanowiska Polski na forum międzynarodowym konstytucja, oraz ustawa z dnia 4 września 1997 r. o działach administracji rządowej (Dz. U. z 2024 r. poz. 1370, z późn. zm.

wraz z ustawą z dnia 8 sierpnia 1996 r. o Radzie Ministrów (Dz. U. z 2024 r. poz. 1050, z późn. zm.):

wyraźnie mówią iż politykę zagraniczną Polski prowadzi Rząd Rzeczypospolitej a konkretniej Ministerstwo Spraw Zagranicznych.


Prezydent WSPÓŁPRACUJE z rządem, co jest wyraźnie określone.


Prezydent ani jego kancelaria nie kształtują polityki zagranicznej a wyłącznie wspierają rząd.


Twórcy konstytucji nie pomyśleli o tym że może zaistnieć sytuacja kiedy to prezydent będzie nie tylko w konflikcie z rządem, ale w sposób jawny będzie dążył do jego obalenia.

W Polsce obowiązuje ustrój parlamentarno gabinetowy co oznacza że rządzi rząd a odpowiada przed parlamentem.

Nie ma ustroju prezydenckiego jak w USA gdzie prezydent jest jednocześnie premierem.


I osoba domniemana nie może sama siebie mianować premierem, bo to byłby ZAMACH STANU.


Zresztą nie jestem pewien czy po dokładnym, prawnym przeanalizowaniu zachowania osoby domniemanej nie wyjdzie iż właśnie zamach stanu ona realizuje.


Podobno ten oranutanowaty prezydent Ameryki życzy sobie obecności osoby domniemanej a nie Premiera Rządu, bo taki ma kaprys, ale do knędzy, chcieć to on sobie może.


Wpieprzanie się w to kto ma reprezentować Polskę na przykład na szczycie G20 jest wpieprzaniem się w wewnętrzne sprawy Polski, która ma prawo w takich wypadkach wezwać ambasadora USA na dywanik w MSZ i wręczyć mu stosowną notę. Tak w języku dyplomacji określa się op**rdolenie z góry na dół jak Święty Michał diabła.


Polska jest suwerennym krajem i może wręczyć noty każdemu kto na nie zasłużył. Ambasador USA stoi tu w jednym szeregu z ambasadorem Sudanu.

Nie ma różnicy.

I co nam Ameryka zrobi? Wojnę wypowie (pierwsza wewnętrzna wojna w ramach NATO) czy odwoła tego ostatniego sierżanta który pilnuje jeszcze nie ewakuowanej skrzyni z gaciami.


I niech to towarzystwo z Krakowskiego Przedmieścia utemperuje nieco tego krzykacza, bo mu sodówa tak w dekiel walnęła że aż beret podskoczył.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz